Polski Związek Dogoterapii
Pozytywne oddziaływanie obecności zwierząt w bliskości człowieka nie podlega dyskusji, nie wymaga badań empirycznych, porównawczych, ani naukowych rozpraw. Obserwując bawiącego się kota lub przekrzywioną w zasłuchaniu w nasz głos głowę psa czujemy się weselsi, odprężeni i lepiej nastawieni do świata i ludzi. Jeśli mamy do czynienia z psem, to pewnie jest to rodzaj „dogoterapii".
Gdy przyprowadzamy puchatą i przyjazną kulkę na czterech łapach do domu opieki społecznej, hospicjum, szkoły specjalnej lub przedszkola, to sama jej obecność i możliwość bliskiego kontaktu wprowadza ludzi, dużych i małych w lepszy nastrój i ujawnia terapeutyczne możliwości „pozytywnego myślenia" i ten psycho-somatyczny proces wpływa w ogromnej większości przypadków pozytywnie na zdrowie i odbiór świata. Na ogół nie wymaga to też specjalnych zabiegów „naukowych", przygotowania programów i dokumentacji, ale jest to na pewno także dogoterapia lub animaloterapia.
To, co robi hiszpańska organizacja SAC XIROY, prowadząca w pięknej górzystej części kraju farmę resocjalizacyjną dla młodzieży mającej konflikty z prawem, w której są konie, psy, koty, ptactwo domowe i inne zwierzęta, a każde ma swojego młodego opiekuna i „właściciela", i którym można powierzyć swoje smutki i troski i popłakać w ciepłe futerko, to także animaloterapia, tym razem społeczna. Takie przedsięwzięcie wymaga już jednak prowadzenia starannej obserwacji i dokumentacji indywidualnej, a może też stać się podstawą do naukowych uogólnień.
Podobnie amerykańskie eksperymenty z wprowadzaniem psów do więzień i ich tresura przez więźniów pod okiem instruktora, spełniają wszelkie wymogi „dogoterapeutycznej" resocjalizacji społecznej.
Takie przykłady można mnożyć i są one dobrze znane wszystkim interesującym się problemami związanymi z relacjami człowieka ze zwierzęciem. Pytanie jednak co się dzieje, gdy zaczynamy systematycznie pracować z psem lub innym zwierzęciem nad rehabilitacją ludzi niepełnosprawnych i naszym celem jest nie tylko wprowadzenie ich w lepszy nastrój i poprzez to podniesienie jakości ich życia na wyższy poziom, lecz także rzeczywista, fizyczna i psychiczna pomoc, celowe i zindywidualizowane zaprogramowanie terapii pomocniczej, usprawnienie funkcjonowania ciała i umysłu. To także animaloterapia i - w przypadku psa - dogoterapia. Takie postępowanie niesie jednak ze sobą szereg konsekwencji, bo mamy do czynienia z chorym lub niepełnosprawnym człowiekiem, wobec którego zazwyczaj realizowany jest już jakiś program rehabilitacyjny, lecz także z żywym zwierzęciem, które samo wymaga odpowiedniego doboru, wyszkolenia i ochrony.
I dlatego tu już musimy mieć do czynienia z nieporównanie większą starannością w przygotowaniu i realizacji programów. Potrzebna jest też systematyzacja problemów, schorzeń (także przypadków nieprzystosowania społecznego), kategoryzacja działań, a także ujednolicenie nazewnictwa. A przede wszystkim stworzenie listy minimalnych wymagań, dotyczących zwierząt, pracujących z nimi ludzi oraz prowadzonej dokumentacji dla bezpośrednich celów indywidualnych oraz naukowych, a także uregulowań prawnych.
Tak więc potrzebne są standardy postępowania, szkolenia psów i ludzi, udziału profesjonalnych terapeutów, tworzenia programów dostosowanych do indywidualnych przypadków, wymagań etycznych i całego systemu działań towarzyszących. Takie standardy są już od dawna sformułowane przez amerykańską organizację DELTA oraz wzorowane na niej standardy europejskiej organizacji ADEu (Assistance Dogs Europe), i one właśnie stanowiły podstawę do zbudowania polskiej wersji standardów na potrzeby członków
Polskiego Związku Dogoterapii.
Nie wszystko to, co w zachodnich demokracjach i tzw. społeczeństwach obywatelskich od dawna sprawdza się w praktyce można już w tej chwili w pełni zastosować w Polsce. Istnieje u nas duża i stale rosnąca działalność we wspomagającej terapii przy zastosowaniu psów. Ludzie dobrej woli, setki wolontariuszy, posiadaczy i hodowców psów oraz różnych organizacji pozarządowych przejawiają mniej lub bardziej ożywioną aktywność, realizując wszelkie wyżej opisane akcje „dogoterapeutyczne", na zasadach niekomercyjnych lub komercyjnych, spontanicznie, często nie stawiając ani sobie, ani instytucjom, które odwiedzają, ani też zwierzętom, z którymi pracują niemal żadnych wymagań. Przypuszczalnie w ogromnej większości przypadków nie robią nikomu krzywdy, lecz przynoszą radość i odprężenie. Czy to jednak wystarczy, skoro zarówno długoletnie doświadczenia zagraniczne, jak i niewielkie jeszcze polskie dowiodły, że planowe, kompetentne i regularne sesje wspomagające dogoterapii mogą rzeczywiście być nadzwyczaj skuteczne? Chyba jednak nie.
Nie dość bowiem, że nie istnieją żadne uregulowania ustawowe, które dawałyby podstawy zarówno ludziom, jak i zwierzętom do lepszego funkcjonowania, tym samym skuteczniejszej pomocy tysiącom niepełnosprawnych, to w dodatku na ogół wszystko dzieje się „intuicyjnie", od przypadku do przypadku, bez konsultacji ze specjalistami, a co więcej, przy powszechnym niezrozumieniu ze strony oficjalnych instytucji i organizacji. Za to pomiędzy dogoterapeutami i tymi, którzy się za takich uważają trwa wszechobecny „konkurs niezachwianych kompetencji i wieloletnich doświadczeń"; nieustanne konflikty i wymiana ciosów między tymi, którzy „wiedzą lepiej jak to się robi". Wiele dobrych chęci i pożytecznej dyskusji „idzie w gwizdek".
I właśnie dlatego grupa ludzi z kilku polskich organizacji postanowiła podjąć próbę skoordynowania działań dogoterapeutycznych, stworzenia standardów, planu szkoleń, testów oraz forum wymiany doświadczeń, zakładając Polski Związek Dogoterapii. Podjęliśmy tę próbę w nadziei, że te setki pożytecznych skądinąd działań można podnieść na wyższy poziom i nadać im większą skuteczność, a zarazem stworzyć organizację na tyle silną, aby była ona zdolna wspólnie walczyć o bardziej przychylne prawo, uznanie zawodu dogoterapeuty i lepsze zrozumienie ogółu.
Nie jest naszym celem niepotrzebne biurokratyzowanie, czy formalizowanie działalności, ani naruszanie swobody funkcjonowania organizacji czy osób prywatnych. Stanowczo odrzucamy też zarzuty o chęć skomercjalizowania dogoterapii lub „napędzania zysków" hodowcom, producentom karmy itp. Jak dotąd działalność dogoterapeutyczna w Polsce oparta jest w ogromnej większości o bezinteresowne zaangażowanie setek specjalistów i wolontariuszy. Jak każda działalność fundacyjna lub pozarządowa wymaga ona jednak pewnego wsparcia finansowego i organizacyjnego, nie chcemy więc odcinać się od tych organizacji, które przyjęły komercyjny profil funkcjonowania, rozumiemy ich motywację, gdyż nie żyjemy jeszcze w kraju na tyle bogatym, aby pozwolić sobie - tak jak to jest w krajach zachodnich - na pełną charytatywność. Przeciwnie: żyjemy w kraju bezrobocia i dość powszechnej biedy.
Naszym głównym celem jest przyciągnięcie do Związku jak największej ilości członków, zwolenników i przychylnych kibiców i zaproponowanie im pewnych koniecznych naszym zdaniem minimalnych standardów działania, a także możliwości uczestniczenia w szkoleniach i kursach oraz wspólnej pracy i wymiany doświadczeń.
Zapytacie kto dał nam prawo ustalania standardów, testowania, decydowania o spełnianiu, lub nie wymogów stawianych profesjonalnej dogoterapii? Nie chcemy „wyważać dawno otwartych drzwi"; nasze standardy i opracowania testowe oparte są w dużej części na klarownie i przekonywująco wypracowanych wymogach organizacji europejskiej. Jesteśmy zdania, że ich upowszechnienie i w miarę możliwości stosowanie w praktyce przez wszystkich parających się dogoterapią, nie tylko członków związku, a w każdym razie maksymalne uwzględnienie ich w swej pracy, może tylko przynieść korzyści.
Ktoś musiał jako pierwszy podjąć próbę skoordynowania działalności, skupienia rozproszonych sił dla dobra - mamy nadzieję - wszystkich. Wszędzie na świecie zorganizowane działanie cenione jest przez wszystkich bardziej, niż rozproszone setki indywidualistów i pojedynczych stowarzyszeń. Jako pionierzy jesteśmy narażeni na krytykę, którą przyjmujemy z pokorą, jeśli jest twórcza. Nie chcemy jednak, aby przedłużająca się w nieskończoność i wyniszczająca dysputa pogrzebała nasz cel. Liczymy więc na Waszą wyrozumiałość dla pewnej dozy naszej arbitralności. Ktoś personalnie bierze na siebie odpowiedzialność zakładając taką organizację, wybierając jej władze, konstruując statut i wszystkie dalsze opracowania, zgodnie z którymi ma Związek funkcjonować.
Zapraszamy do naszego Związku. Nie bójcie się ostrych standardów i testów. Jesteśmy przekonani, że ogromna większość już dawno spełniła w swych praktycznych działaniach ich wymogi.
Marek Zieliński